Przygotowania do MŚ w Paryżu.

Wywiad dla Radia Kraków

16radek1PDS

16radek2PDS

16radek3PDS

Rozmowa z Radosławem Zawrotniakiem, czołowym polskim szpadzistą


Listopadowe mistrzostwa świata w Paryżu pod wieloma względami mogą być rekordowe.
– Zgadza się, w szermierczym świecie powinny być największym wydarzeniem ostatnich lat. Z tego, co wiem, organizatorzy sprzedali już ponad 40 tysięcy biletów, zostało ich niespełna 20 procent, co oznacza, że każdego dnia trybuny będą zapełnione po brzegi kibicami. Francuzi kochają ten sport, my postaramy się nieco pokrzyżować sportowe ambitne plany ich reprezentantów.

Gospodarze liczą na deszcz medali, a my? Z jakimi nadziejami do Francji wylecą polscy szermierze?
– Skupię się na tym, co dla mnie najbliższe, czyli na grupie szpadzistów. Indywidualnie każdy z nas może stanąć na podium, choć oczywiście będzie to szalenie trudne. Jeśli natomiast chodzi o drużynę, to medal jest naszym konkretnym zadaniem, a tak naprawdę celujemy w złoty. Jesteśmy obecnie trzecim zespołem światowego rankingu, podobnych przygotowań jak teraz nie mieliśmy od czasu igrzysk w Pekinie, zatem oczekujemy udanego startu.

Tegoroczne mistrzostwa odbędą się później niż zazwyczaj, bo w listopadzie, tymczasem lada moment powinny się rozpocząć przygotowania do kolejnego sezonu, jeszcze ważniejszego. Jak pogodzić te dwie kwestie?
– Już trenujemy pod kątem następnego sezonu! Mistrzostwa faktycznie są późno, co spowodowało zmianę planów szkoleniowych. W marcu rozpoczynają się kwalifikacje do olimpiady w Londynie, gdybyśmy po paryskich zawodach chcieli iść na urlopy i dopiero po jakimś czasie zacząć trenować, najprawdopodobniej nie zdążylibyśmy złapać odpowiednio wysokiej formy na najważniejsze starty. Dlatego już teraz ładujemy akumulatory pod kątem roku 2011, zgrupowania – a za nami jedno w Wiśle, drugie, obecnie trwające, w Spale – są jednym z etapów przygotowań. Po mistrzostwach pewnie dostaniemy 7-10 dni wolnego, ale po nich nie będziemy zaczynać od zera, tylko z pewnego pułapu.

Rywale idą tym samym tropem?
– Różnie. Podejrzewam, że wiele ekip może się pomylić, bo sytuacja jest nietypowa. Sukces powinny święcić reprezentacje prowadzone przez trenerów otwartych na zmiany, uciekających od schematów. Zajęcia rozpoczęliśmy już we wrześniu, ale i podczas wakacji, i krótkich urlopów mieliśmy styczność ze sportem. Szkoleniowcy poprosili nas bowiem, abyśmy cały czas utrzymywali wysoką kondycję fizyczną, zatem niektórzy z nas regularnie jeździli na rowerze, inni wspinali się po skałkach czy uprawiali windsurfing.

Jak na te wszystkie korekty planów i terminów zareagował Pan i koledzy z reprezentacji? Zmiany są namacalnie odczuwalne?
– Pewnie! Czuję, że treningi są bardzo mocne, obciążają cały organizm, trudno się po nich regenerować, zatem masażysta i fizjoterapeuta mają pełne ręce roboty. To zresztą akurat nie jest niczym specjalnie zaskakującym. Proszę mi wierzyć, treningi szermiercze zawsze są szalenie złożone, ciężkie, skupiają uwagę na najdrobniejszych szczegółach i niuansach. Wypracowaną siłę fizyczną, szybkość, motorykę trzeba ułożyć w technikę, odpowiednie ramy koordynacyjne. To wyzwanie, czasochłonne i skomplikowane. Zajęcia są żmudne, trwają praktycznie od rana do wieczora. Wszyscy mamy jednak świadomość, że taka jest konieczność. Zbliżają się kwalifikacje olimpijskie, chcemy być do nich przygotowani na piątkę z plusem, tak by nikt nie mógł sobie zarzucić, że nie zrobił wszystkiego, co w jego mocy, by cel osiągnąć. Wiemy, że jeśli teraz podładujemy akumulatory, będziemy na nich jechać.

Przyszłoroczne kwalifikacje będą trudniejsze z tej racji, że w Londynie zabraknie drużynowego konkursu szpadzistów. Oznacza to, że do Anglii wybierze się tylko dwóch reprezentantów Polski.
– Co najwyżej dwóch! Walka o kwalifikacje zapowiada się niezwykle zażarta i stresująca. Trzeba być wysoko na liście rankingowej, która zawiera nazwiska około tysiąca zawodników z 58 krajów ze wszystkich kontynentów. Te liczby warto podkreślać, ponieważ w turnieju olimpijskim wystąpi 30, góra 40 szpadzistów, ścisła elita, sami najlepsi.

Nie obawia się Pan, że taka sytuacja może nieco popsuć relacje w naszej drużynie? Do tej pory walczyliście razem, w jednym celu, teraz to się zmieni. Kandydatów do olimpijskiego wyjazdu będzie znacznie więcej niż miejsc.
– Zabrzmi to, jak zabrzmi, ale świat nie kończy się na igrzyskach w Londynie. Mamy wspaniałą drużynę, co roku walczymy na mistrzostwach świata i Europy, gdzie udowadniamy swoją wartość. W 2016 roku w Rio de Janeiro znów powróci turniej drużynowy, a nasza ekipa jest tak młoda, że możemy wystartować jeszcze w trojgu igrzyskach. Dlatego nie sądzę, by trudna – przyznaję – rywalizacja o paszporty do Londynu popsuła relacje między nami. Nieskromnie mówiąc, jesteśmy zbyt mądrymi i dojrzałymi mężczyznami, by do tego dopuścić.

Wracając do zbliżających się mistrzostw świata – nastawiacie się bardziej na rywalizację indywidualną czy drużynową?
– Zacznę od tego, że nie da się dwóch srok złapać za ogon, jest za mało czasu między występami. W krótkim czasie nie da się odpowiednio zregenerować organizmu lub jest to bardzo mało prawdopodobne. Osobiście chciałbym stanąć kiedyś na podium zmagań indywidualnych, bo jeszcze nie mam z nich medalu mistrzostw świata. Teraz jednak nastawimy się bardziej na zawody drużynowe. Chcemy osiągnąć sukces, najlepiej jakiś spektakularny.

Pokonać Francuzów w ich hali nie będzie łatwo…
– To prawda, ale w szermierce kibice nie zawsze są dodatkowym zawodnikiem, jak to się dzieje w piłce nożnej czy siatkówce. Bywa, że wywierają dodatkową presję, której gospodarze nie potrafią udźwignąć. Na razie nie sposób przewidzieć, co się wydarzy w Paryżu, teoretycznie Francuzi będą wielkimi faworytami, ale my jesteśmy zdeterminowani, by zdobyć złote medale.

Dziękuję za rozmowę.

Radosław Zawrotniak (ur. 2 września 1981 r.) jest aktualnym brązowym medalistą mistrzostw Europy w zmaganiach indywidualnych. Wcześniej sukcesy osiągał przede wszystkim w rywalizacji drużynowej. W 2008 r. wraz z Tomaszem Motyką, Robertem Andrzejukiem i Adamem Wierciochem zdobył w Pekinie srebrny medal olimpijski. Przed rokiem sięgnął po brąz mistrzostw świata. Reprezentuje barwy AZS AWF Kraków. Jest żołnierzem 3. Batalionu Zabezpieczenia Dowództwa Wojsk Lądowych.
Piotr Skrobisz – Nasz Dziennik
.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Archiwum. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.